czwartek, 24 czerwca 2010

biedne dyskryminowane ceny

Witam po przerwie :)
Wczoraj znajomy, tłumacz, podesłał mi następujący przypadek. W podręczniku do ekonomii, który obecnie tłumaczy z angielskiego, pojawił się termin price discrimination. Jako że jestem wyczulona na automatyczne i bezmyślne przenoszenie terminów z jednego języka do drugiego, od razu zapaliła mi się czerwona lampka, a raczej neon w kształcie liter układających się w prześmiewczą wersję polskiego tłumaczenia tego pojęcia: DYSKRYMINACJA CEN. O mało nie spadłam z krzesła, gdy znajomy chwilę później wkleił mi link do artykułu w Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dyskryminacja_cenowa ... Żeby nie było, polski odpowiednik istnieje, i jest to różnicowanie cen.

Nie wiem i nie interesuje mnie, kto spłodził tego potworka - nieporadny tłumacz czy uznany profesor ekonomii. Co mnie przeraża, to fakt, że autor nie poświęcił choćby kilku sekund swego cennego czasu na refleksję nad tym, co stworzył. Gdyby był poświęcił, to może byłby dostrzegł komiczność swojego tworu, zaśmiał się pod nosem i go odrzucił. A może byłby zdał sobie sprawę z tego, że angielski rzeczownik discrimination pochodzi od czasownika to discriminate oznaczającego nie tylko "dyskryminować", ale również, a może przede wszystkim, "rozróżniać, różnicować". W języku polskim natomiast rzeczownik dyskryminacja ma tylko jedno znaczenie (za Wielkim słownikiem wyrazów obcych i trudnych, A. Markowski, R. Pawelec):
Poniżanie kogoś przez odmawianie mu praw, jakie przysługują innym; prześladowanie kogoś bez uzasadnionych przyczyn, a tylko z powodu odmienności jego rasy, narodowości, religii itd.: dyskryminacja rasowa, dyskryminacja religijna.
I tylko z poniżaniem, pozbawianiem praw będzie się Polakowi kojarzyć dyskryminacja w terminie dyskryminacja cenowa. Żaden Polak nie użyje słowa dyskryminacja mając na myśli "rozróżnienie, różnicowanie". Czasownika dyskryminować również nie używa się w znaczeniu "rozróżniać, różnicować", a jedynie - "poddawać dyskryminacji".
Ergo, nie żadna dyskryminacja cenowa, a różnicowanie cen.

Warto również zauważyć, że w angielskim istnieje alternatywna wersja terminu: price differentiation. Czemu nie być jeszcze bardziej oryginalnym i nie stworzyć np. DYFERENCJI CENOWEJ???

Co mnie przeraża jeszcze bardziej, to fakt, że cała rzesza ekonomistów, studentów ekonomii jak papugi zaczęła powtarzać po autorze, doprowadzając do tego, że "postępowe" wydawnictwa, jak np. PWN, zaczęły umieszczać tę nową wersję terminu w słownikach: http://www.translatica.pl/slowniki/po-polsku/price%20discrimination/.

Być może odezwą się teraz językowi liberałowie i zakrzykną, że przecież język się zmienia i nie należy walczyć z uzusem. Jako lingwistka wychowana w tradycji chomskiańskiej nie mogę odrzucić tego argumentu. Jasne i oczywiste jest, że język to żywe zwierzę i podlega ewolucji. Jednak uważam, że jeśli jakiś termin już istnieje w języku, to nie należy zastępować go innym, nowym, skopiowanym z języka obcego, a do tego jeszcze mylącym. W przeciwnym wypadku polski skończy tak, jak angielski po inwazji normańskiej w 1066 r. - jako pidgin.

2 komentarze:

  1. Ale dyskryminacja cenowa, to nie to samo co dyskryminacja cen. Skoro to różnicowanie cen dotyka różnych grup konsumentów (bo jedni kupią za 5 złotych, inni muszą za 10 złotych), to ci drudzy są dyskryminowani w zakresie cen. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm komentarz mi się nie dodał? To jeszcze raz.

    Ale dyskryminacja cenowa, to nie to samo co dyskryminacja cen. Skoro to różnicowanie cen dotyka różnych grup konsumentów (bo jedni kupią za 5 złotych, inni muszą za 10 złotych), to ci drudzy są dyskryminowani w zakresie cen. :-)

    OdpowiedzUsuń